Pomysł na zorganizowanie Rajdu pojawiał się i znikał wiele razy, często dyskutowaliśmy o tym pomyśle z bratem, że fajnie byłoby zrobić Rajd samemu, lecz najczęściej kończyło się na gdybaniu i marzeniach. Pewnego dnia rzuciliśmy temat Prezesowi, co przyjął bardzo chętnie i tak naprawdę nie było już odwrotu. Oto relacja z IX Rajdu SKC i XXII Rajdu KC „Perła polskiej doliny Loary”
Wszystko wyglądało pięknie, ale przerażał nas fakt, jak to wszystko zorganizować, skąd wziąć sponsorów, gdzie znaleźć hotel itp… Pomysłów było kilka m.in. Bolesławiec z bazą w Zamku w Kliczkowie, ale koszt noclegu przekraczał wszelki możliwy do realizacji budżet, a innej bazy noclegowej w okolicy niestety nie było. Drugim pomysłem była Szklarska Poręba, lecz znów koszty nie pozwoliły na realizację tego pomysłu. Z pomocą przyszedł Prezes, który wyszukał świetną bazę noclegową w Stroniu Śląskim, który nas już gościł w 2015 roku.
Jak już była baza noclegowa, to należało znaleźć coś ciekawego do zwiedzania. Gdy Sławek pokazał mi Pałac Marianny Orańskiej, to już wiedziałem, że to strzał w dziesiątkę i musimy to pokazać naszym gościom. Pomysł na Jaskinię Radochowską wraz z niespodzianką w postaci winiarni padł ze strony Prezesa. Jak już wszystkie główne punkty organizacji Rajdu zostały załatwione przyszedł czas oczekiwania… Szczerze powiedziawszy czasu było bardzo dużo, ale do momentu, gdy okazało się, że mnóstwo mojego czasu pochłaniają przygotowania do I Komunii Świętej mojego syna, która odbyła się na dwa tygodnie przed Rajdem. W czasie ostatnich dwóch tygodni, które były bardzo intensywne ustaliliśmy pytania konkursowe do Pałacu, Jaskini oraz dodatkowe pytania z Ruchu Drogowego, które zawsze sprawiają najwięcej problemów uczestnikom zabawy. Największym problemem okazało się rozlokowanie gości tak, aby każdy zmieścił się w przydzielonych pokojach.
Ani się obejrzeliśmy a zostały trzy dni do wyjazdu i jeszcze wiele rzeczy do załatwienia. Czy to wszystko się uda? Moja „Cezaria” C5 tak się zestresowała całą tą sytuacją, że wyłączyła nawiewy wraz z klimą i zmusiła nas po raz kolejny do wyjazdu najbardziej „cytrynową” Astrą na świecie. Wyjechaliśmy w czwartek, aby mieć czas na przygotowania nagród, dyplomów, identyfikatorów i innych rzeczy dla uczestników Rajdu. Zanim wszystko z grubsza opanowaliśmy, zrobiła się godzina 23:00 i trzeba było się wyspać przed pierwszym „wielkim dniem”.
W piątek do południa ogarnęliśmy resztę spraw organizacyjnych, aby po obiedzie rozpocząć przyjmowanie uczestników Rajdu. Siedzieliśmy z bratem przed hotelem i z uśmiechem witaliśmy znajomych, których nie widzieliśmy od roku czasu lub czasem dłużej. Oczywiście pojawiło się też parę nowych osób, ale również oni zostali serdecznie powitani. Ostania, 39-ta załoga przybyła kilka minut przed 22:00, ale wieczorny grill trwał w najlepsze od godziny 19:00 a my dzielnie trwaliśmy na warcie przed hotelem.
Nareszcie przyszedł sobotni poranek i po obfitym śniadanku zebraliśmy wszystkich na placu, aby się przywitać i uroczyście rozpocząć Rajd. Sławek miał przygotowaną przemowę, ale stres go zjadł tak bardzo, że nie był w stanie nic powiedzieć więc ja przejąłem pałeczkę i również niezbyt pewnym głosem rozpocząłem naszą zabawę. Gdy już wyruszyliśmy do Kamieńca Ząbkowickiego na trasie złapała nas potężna ulewa, która sprawiła, że humory mieliśmy niezbyt ciekawe i baliśmy się, że drugi punkt zabawy, czyli Jaskinia Radochowska będzie wykluczona ze względu na aurę. Po dojeździe do Pałacu okazało się, że tutaj nie spadła ani jedna kropla wody!
Wydawało nam się, że przyjechaliśmy zbyt wcześnie, ale okazało się, że przewodnicy mogą wziąć nas wcześniej. Niestety uczestniczy rozleźli się niczym stonka na kartoflisku. Wreszcie, gdy udało się zebrać większość osób, dowiedzieliśmy się, że jest jeszcze jedna grupa, która nie dotarła do bramy. Zadziałało jedno z Praw Murphiego i spóźniona grupa poszła skrótem, który okazał się drogą do zamkniętej części Pałacu. Opóźnienie jeszcze bardziej się pogłębiło. Wreszcie, jak obie grupy zniknęły w czeluściach pałacowych, mieliśmy chwilkę dla siebie, aby trochę ochłonąć po pierwszym szoku, ale czas wykorzystaliśmy na sprawdzanie pierwszych oddanych kart konkursowych.
Pierwsza grupa zwiedzających wróciła zmęczona i zadowolona. Okazało się, że informacja o 1,5-godzinnym zwiedzaniu nie do końca była prawdziwa. Było to ponad 2 godziny. Pierwsza grupa poszła już na obiad, a drugiej nadal nie było widać, co zmieniło całkowicie nasz plan. Mieliśmy spokojnie zjeść i jako pierwsi pójść do Jaskini, aby układać samochody na bardzo ciasnym parkingu. Kolega Artur poszedł ogarnąć zamieszanie obiadowe, a my nadal czekaliśmy na drugą grupę. W końcu grupa się pokazała i mogliśmy ruszyć na obiad, który zjedliśmy z bratem jako ostatni.
Po zebraniu wszystkich na parkingu zebraliśmy pytania z ruchu drogowego i daliśmy kolejną partię, tym razem dotyczącą zwiedzanego przed chwilą Pałacu. Po przyjeździe do Jaskini okazało się, że parking, który miał być dla nas zarezerwowany, był częściowo zajęty przez inne auta i musieliśmy skorzystać z zapasowego parkingu bardziej oddalonego od Jaskini. Kilka osób narzekało, że gorąco, ale ja cieszyłem się, że jednak nie pada. W przeciwnym wypadku musielibyśmy odwołać tę część imprezy, co byłoby wielką stratą dla wszystkich. Po dotarciu do celu każdy odpoczywał, ponieważ uczestnicy zostali podzieleni na 5 grup, które miały kolejno wchodzić w odstępach 20-minutowych. Oczywiście i tutaj zamiast obiecanych wejść co 20 minut wszystko przedłużyło się nawet dwukrotnie. Pierwotny plan opuszczenia jaskini przez ostatnią grupę planowany przed godziną 17:00, został zrealizowany dopiero około godziny 19:00.
Podczas oczekiwania na wejście zorganizowaliśmy jedną konkurencję sprawnościową tj. bieg slalomem w alkogoglach. Zabawa była przednia, szczególnie dla tych, którzy podziwiali bociani bieg zawodników. Z drugiej konkurencji zrezygnowaliśmy, ponieważ wszyscy byli już bardzo zmęczeni a temperatura robiła swoje. Po obejrzeniu jaskini, na rajdowców czekała niespodzianka, która niekoniecznie spodobała się kierowcom, chociaż sądzę, że piloci byli bardziej zadowoleni. Niespodzianką była degustacja wina, którą ufundowała nam opiekunka Jaskini Radochowskiej, czyli Pani Natalia wraz z mężem.
Część osób winka popróbowała, część dodatkowo zakupiła butelczynę lub dwie tego zacnego trunku do domu. Podczas degustacji uczestnicy zmierzyli się z pytaniami na temat Jaskini jak również z pytaniem bonusowym, które zaczerpnęliśmy książki Jaroslava Haška „Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej”, czyli słynną zagadkę Szwejka na komisji wojskowej:
„Czy potrafiłby pan obliczyć przekrój kuli ziemskiej?
– Nie umiałbym, proszę panów – odpowiedział Szwejk – ale i ja bym panom też mógł zadać zagadkę. Jest dom o trzech piętrach, każde piętro ma osiem okien. Na dachu są dwa dymniki i dwa kominy. Na każdym piętrze mieszkają dwaj lokatorzy. A teraz powiedzcie, panowie, którego roku umarła babka stróża?”
Oczywiście pytanie było żartem z naszej strony, ale zapał w szukaniu prawidłowej odpowiedzi był tak wielki, a kreatywność odpowiedzi tak wspaniała, że postanowiliśmy najciekawsze odpowiedzi zamieścić na naszej stronie a ich autorów wyróżnić.
Po powrocie do „Górskiego Poranka”, wszyscy zaczęli przygotowania do wieczornej zabawy a my wraz ze wsparciem żon zaczęliśmy liczyć punkty i podsumowywać wyniki. Pracy było tak dużo, że o torcie ufundowanym przez cukiernię „Pączek” dowiedzieliśmy się tylko dlatego, że zostawiono nam po kawałku na spróbowanie. Wreszcie nadszedł czas na podziękowania wszystkim za udział we wspólnej zabawie i wręczyć wspaniałe upominki ufundowane przez naszych sponsorów a trzy pierwsze załogi uhonorować dodatkowo pucharami zwycięzców.
Gdy dostałem mikrofon do ręki i spojrzałem na salę, na której zasiadało prawie 90 osób i czekało na to co powiem, zrobiło mi się gorąco a pot pociekł po plecach i to wcale nie od temperatury. Zaczęliśmy od dzieciaków i to właśnie one dostały pierwsze puchary, które wręczał mój syn Igor. Wiem jakie to ważne dla dzieci, bo to właśnie one ze wszystkich sił starają się wesprzeć swoich rodziców w naszej zabawie. Podziękowaliśmy również naszym sponsorom,bez których wiele rzeczy by się nie udało, a gdy zacząłem wyczytywać kolejno dorosłych uczestników całe napięcie zaczęło powoli opadać, chociaż kilka pomyłek przy czytaniu nazwisk i pominięciu członków załóg wcale nie pomagało w zmniejszeniu stresu.
Nadszedł wreszcie kulminacyjny moment i mieliśmy przyjemność wręczyć nagrody zwycięzcom:
I – Jarosław Świercz, Małgorzata Czarkowska-Świercz,
II miejsce – Grzegorz Gaudyn, Elżbieta Gaudyn, Maciej Gaudyn
III miejsce – Adrian Pejas, Paulina Frontczak
Wreszcie gdy zakończyliśmy oficjalną część i usiadłem do stolika ręce ze stresu tak mi się trzęsły, jakbym pił ze trzy dni. Najważniejsze było, że wszystko się udało i te kilka potknięć nie zepsuło całości. O czym wówczas myślałem? Na pewno o tym, że daliśmy radę a zadowolenie na twarzach uczestników było dla nas największą nagrodą. Cały dzień wrażeń sprawił, że tylko najtwardsi zostali na sali, aby bawić się prawie do trzeciej w nocy. Niestety i najwytrwalsi musieli w końcu pójść spać.
Niedziela, pomimo pięknej pogody i zadowolonych ludzi niosła ze sobą również cień smutku, że to już koniec i trzeba się pożegnać, ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że za rok znów się spotkamy, aby bawić się z Sudeckim Klubem Citroena.
Jest to moja recenzja, którą tym razem przedstawiłem od strony organizatora, o czym wcześniej nawet nie śniłem i chociaż wielokrotnie podczas Rajdu mówiliśmy sobie z bratem – „Nigdy więcej, to nasz ostatni raz”, to jednak satysfakcja z przygotowania i prowadzenia takiej imprezy jest tak wielka, że teraz mówimy… „Jeszcze raz? Dlaczego nie!”
Rafał Frontczak
Serdeczne podziękowania dla naszych sponsorów:
Najnowsze komentarze