Od zawsze było wiadomo, że by móc sprostać nam – kobietom w naszych wymaganiach, to nie lada wyzwanie. Nie inaczej jest z motoryzacją, w której pojawia się kobieta. Zapewne wiele razy słyszeliście nasze jęczenia, że źle się parkuje, że ciężko chodzi sprzęgło i dźwignia zmiany biegów, w tipsach nie da się jeździć, a i „poli” tyle co wujek Edek, emerytowany górnik.
Prawda jest taka, że idealnego auta nie ma, zawsze znajdzie się coś co mogło by być inaczej, lepiej zaprojektowane, bądź własności jezdne sprawiały by więcej radości, ale są samochody które na tle tego bełkotu wypadają nieco lepiej. I właśnie o takim aucie mam przyjemność pisać. Przybliżę Wam model który „tłukę” od czterech lat, dzień w dzień, nie oszczędzając go nawet na chwilę aż mi go czasem szkoda, ale to dzięki temu mam go dokładnie sprawdzonego i prześwietlonego i wiem za co go po prostu KOCHAM! Nie trzymając dłużej w niepewności zdradzam, że bohaterem jest Renault Twingo.
Ogromna część ludzi, gdy tylko słyszy czym jeżdżę zapewne myśli oklepany tekst: “Francuska marka? Przecież wszystkie auta na F czyli Fiat, Ford i francuskie są do kitu!”, a kolejna grupa (zazwyczaj płci męskiej) mówi, że francuska to może być tylko miłość… otóż nie. Jest kilka modeli samochodów francuskich marek godnych uwagi, trzeba pamiętać, że Francuzi mają wiele patentów motoryzacyjnych, na których opierają się inni producenci samochodowi, notabene ci, którzy słyną z niezawodności.
My skupmy się na moim „Twiniu”. Jedni mają odruch wymiotny na jego widok, inni się rozczulają, że przypomina uroczą żabkę hasającą nad stawem. Osobiście uważałam, że jest brzydkie, lecz im dłużej na nie patrzyłam, tym coraz bardziej nabierało uroku, aż do dzisiejszego oczarowania. Moje Twinio jest z 1999 roku, a pod króciutką maseczką ma silniczek o pojemności 1.2 i mocy 60 KM (istny Szatan). Jest to model po faceliftingu (ten poprzedni był jeszcze brzydszy), przy którym zmieniono także wygląd deski rozdzielczej i foteli.
Modele Twingo po 1998 roku miały też nieco zmienione silniki, które są mniej awaryjne i bardziej oszczędne. Zdecydowanie warto „dołożyć” do wersji po lifcie. Samochód kupiłam dosłownie przez przypadek. Szukałam autka na dojazdy do pracy i trafiłam na ogłoszenie Twingo z dopiskiem „Zamienię”. Pan sprzedający chciał zamienić na coś większego, ale po małych namowach do sprzedaży, dał się przekonać na nasz przyjazd w celu oględzin. Byliśmy sceptyczni bo doświadczenia jakie do tamtej pory mieliśmy z oglądanymi egzemplarzami, nie należały do najlepszych, ale mimo wszystko zdecydowaliśmy się pojechać. Po 5 minutach na miejscu wiedziałam, że wrócę nim do domu. Karoseria bez korozji i w oryginalnym lakierze, przebieg 77 tys. kilometrów, bogate wyposażenie i co najważniejsze mieścił się w naszym zawrotnym budżecie średniej krajowej NETTO ;). Po powrocie do domu samochód dostał pakiet startowy czyli rozrząd, hamulce, filtry i nowe wszystkie płyny „ustrojowe”, a moja przygoda z Żabką zaczęła się na dobre i moim nieustającym entuzjazmem spróbuje się podzielić :)
Na początku przejdźmy do tego co tygrysy, a raczej tygrysice lubią najbardziej, czyli przyjazność kobiecie. Widoczność w tym aucie jest fenomenalna. Siedzi się stosunkowo wysoko, duże szyby zapewniają dobre widzenie w każdym kierunku, a słupki nie przeszkadzają i nie są na tyle szerokie by odwracać naszą uwagę. Minusem tej małej szklarni jest grzanie przez szybę od słońca, przednia szyba jest na tyle duża, że promienie docierają znacznie bardziej niż w „standardowym” samochodzie. Jeśli „Żaba” ma klimę (moja ma, oł jeee!) problem przestaje być uciążliwy.
Pozycja za kierownicą jest ewidentnie skierowana dla nas, czyli dla pań :) Skąd taka teza? Otóż wiele razy słyszałam od osobnika rodzaju męskiego, że ma ciężki żywot za kółkiem Twingo… co nieco się podobno ugniata, że tak to ujmę… nie wiem, nie wnikam natomiast podejrzewam, że głównym powodem tego jest specyficzne umiejscowienie pedałów w tym samochodzie. Dla mnie problem nie istnieje i dodatkowo dzięki temu moja jazda w szpilkach (testowane w 10 cm szpilach) nie sprawia żadnego problemu. Kolejnym atutem tego malucha są fotele, albo raczej powinnam napisać foteliska. Tak szerokich foteli nie znajdziecie w żadnym innym aucie z tego segmentu. Jakbym siedziała przed telewizorem i oglądała scenę pościgu z wnętrza auta („Panie Władzo to wcale nie było czerwone, tylko głębokie żółte” :D). Inżynierowie Renault mogli upchać takie siedziska dzięki poszerzonemu rozstawowi kół i praktyczny brak boczków na drzwiach, gdzie widać blachę przez co m.in. w zimę wnętrze szybko się wychładza.
Trzeba także pamiętać, że auto jest rejestrowane jako 4 osobowe, wejść, wejdzie więcej osób, ale stróże prawa nie są już tak łaskawi jak kierowcy zabierający dodatkowego pasażera. Z tyłu na dodatek kanapa jest przesuwana podobnie jak fotele z przodu. Kapitalne rozwiązanie! Gdy nie przewożę bagażu (śmiejcie się, że w takim czymś nie ma bagażnika), przesuwam kanapę do tyłu i mam miejsca na nogi jak w Passerati, z tym że w moim „Żabojadzie” kąt pochylenia tylnego oparcia również jest regulowany. Wystarczy zdjąć zagłówki, przesunąć odpowiednio fotele i położyć oparcia i powstaje wygodne miejsce do wyciągnięcia się i odpoczynku chociażby na postoju podczas dłuższej podróży. I co Wy na to właściciele „niemieckich niezawodnych”? :) Natomiast gdy autem poruszam się sama lub w max dwie osoby, tylną kanapę przesuwam do przodu i miejsce w bagażniku na nowo zakupione pary butów zwiększa się prawie dwukrotnie ;)
Przejdźmy do prowadzenia. Jak już wspomniałam widoczność jest super, a poszerzony rozstaw kół nie tylko wpływa na miejsce w środku, ale również na prowadzenie, bo Twingo nie wpada jednostronnie w koleiny. Miałam kiedyś (nie)przyjemność jeździć włoskim miejskim samochodem o nazwie na S. (proszę wybaczyć nie jestem w stanie jej powtórzyć, to ten następca tego na C. ;D). Tamten pojazd w koleinach prowadził się jak wóz drabiniasty… jak nie na lewo, to na prawo przechylony bo rozstawik kół jak w dziecięcym samochodziku na akumulator… Za to tym maluchem jeździ się jak pełnowymiarowym samochodem, obydwa koła w naszych polskich koleinach. Jedynym zauważalnym minusem jest lekkie podbijanie tyłu na krótkich wybojach (diagnosta był, widział, nie stwierdził usterek), wydaje mi się, że jest to spowodowane rodzajem zawieszenia w tylnej części podwozia i ogólnym byciem krótkim autem. Nigdy natomiast nie było to tak mocne podbijanie żeby zaburzało mój tor jazdy, ale było wyczuwalne.
Rozkład przycisków i pokręteł we wnętrzu jest intuicyjny i bardzo wygodny, wspomniane tipsy nie utrudnią zmiany stacji radia bądź przykręcenie klimatyzacji, a wyżej wspomniana intuicyjność pozwala na sterowanie autem bez odrywania oczu od drogi (podobno rzadko nam się to zdarza, ja nic o tym nie wiem). Na desce rozdzielczej Renault Twingo nie ma zbędnych wskaźników i zegarów jest za to listwa z kontrolkami stanu auta, a na środku deski czytelny, elektroniczny wyświetlacz prędkości ze wskaźnikiem stanu paliwa i ilości przejechanych kilometrów. Najważniejsze jest to, że wiem jak się zapali czerwona lampa alladyna na desce, to zjeżdżam na pobocze, wyłączam silnik i dzwonię do swojego faceta :D
Ważnym czynnikiem jest również miękka praca pedału sprzęgła, mało kto na to zwraca uwagę w testach, czasem nowe sprzęgło, a potrafi pracować dość ciężko, gdyż taki jego urok. W Twinio chodzi leciutko, nie nadwyrężam swojej stopy w miejskim zgiełku, gdzie ciągle trzeba wachlować biegami. Auto jest wyposażane w elektryczne wspomaganie kierownicy. Co to znaczy w praktyce? Razem z miękkim sprzęgłem daje mi ogromną lekkość jazdy, a obracanie kierownicą jest możliwe jednym paluszkiem co jest nieocenione przy parkowaniu. A jeśli już jesteśmy przy parkowaniu to nie sposób nie zauważyć, że auto kończy się prawie na tylnej szybie, a z przodu mamy pół metra maski. Wcisnę się w każdą dziurę… dosłownie i przyjmuję każde wyzwanie. Raz pamiętam w Zakopanem (tak, pojechaliśmy na wakacje tym Francuzem i to w 4 osoby na kilka dni ;), zaprane było wszystko tylko oczywiście jakieś parkingi za min. 30 zł miały miejsca, na które naganiali turystów okoliczni górale. My Twiniem zmieściliśmy się pomiędzy dwa wyjazdy z posesji na ogólnodostępnym parkingu przy drodze… to są oszczędności :)
A propo oszczędności… Twingo natłukło ponad 30 tysięcy przebiegu od zakupu, tak jak wspomniałam jeżdżone jest na co dzień w każdych warunkach i awarii uległy dosłownie dwie części (nie wiem czy można tak to nazwać bo żadna z nich nie unieruchomiła auta). Jedna z nich wpłynęła na równomierność pracy silnika, a druga bo mechanik powiedział: „noooo już można by wymienić”. Koszt tych części zamykał się w kwocie 50 zł za jedną. Statystycznie wyszło 25 zł rocznie na naprawy Żaby (TFU, TFU odpukać w niemalowane elementy karoserii), oczywiście nie liczę części eksploatacyjnych tylko tzw. ponadprogramowe.
Ogólnie rzecz biorąc części zamienne są bardzo tanie i nie mówię tu o jakiś chińskich zamiennikach. Bardzo mnie to cieszy :) Kolejną kwestią finansową jest paliwo. Wiadomo, że opinii co do spalania jest tyle ile właścicieli, ale muszę przyznać, że mój egzemplarz wręcz wącha benzynę, a nie pali. W trasie bez klimatyzacji to poezja, zejście do wartości 5 litrów na 100 km (nie gnając oczywiście na złamanie karku) to żaden problem, miasto (ok. 200 tyś. mieszkańców) około 6,5 litra. Zimą trzeba doliczyć litr do każdej wartości. Jeśli nic Wam nie mówią te liczby tak jak mi na początku użytkowania, to powiem tak… za 50 zł jeżdżę tydzień, codziennie, wszędzie, nawet pół kilometra do sklepu po bułki. Fajnie? No pewnie że tak! Ile zostaje na kosmetyki, ciuszki i na kebaby dla Ukochanego :D
Na zakończenie muszę podkreślić, że kupując Renault Twingo nie myślałam, że będzie on w moim posiadaniu tak długo, a teraz nie wyobrażam sobie zamienić go na jakiś inny, bo jest po prostu taki mój :-) Jestem także pewna, że teraz podzielacie mój entuzjazm i dostrzegacie to co ja widzę w tej pokracznej Żabie i stwierdzenie: „auta na F” kojarzą się Wam tylko ze słowem: FAJNY !
Autorką historii o Renault Twingo jest Aneta – zwyciężczyni naszego Noworocznego Konkursu Francuskie.pl
Najnowsze komentarze