Posiada osiem samochodów, wszystkie to Peugeoty i wszystkie 205. Najnowszym projektem jest 205 GTI LeMans, czyli jeden z zaledwie 84 istniejących egzemplarzy. O początkach, pasji, swoich samochodach i dlaczego właściwie 205 opowiedział nam Rafał Walerowski, dziennikarz portalu Interia.pl.
Dlaczego samochód francuski i dlaczego akurat Peugeot 205?
Nie byłem nigdy fanatykiem konkretnej marki, czy wozów z danego kraju. Wychowałem się na samochodach, którymi jeździł mój tata, dziadek, czy wujek, a więc po prostu na autach z lat 70.,80. i 90. ale nawet mając sto motoryzacyjnych inspiracji, na coś w końcu trzeba się zdecydować i o końcowym wyborze często decydują zbiegi okoliczności. Gdy po studiach szukałem pierwszego, taniego samochodu, chciałem, żeby przede wszystkim mi się podobał, dobrze się prowadził i nie był wyrobem FSO/FSM.
Peugeot 205 GTI od zawsze pozostawał w orbicie moich zainteresowań. Świetny, ponadczasowy design, Gerarda Weltera, dynamiczna sylwetka, sportowe akcenty i kapitalne wnętrze. Przypadek chciał, że w czasie gorączkowych poszukiwań auta dla siebie, w okolicy często spotykałem starszego kolegę, Roberta, prowadzącego piękny, ciemnozielony egzemplarz GTI „Magic”. Bardzo rzadką, limitowaną wersję sprowadził ze Szwajcarii i jeździł nią na co dzień. Mieszkał wtedy w okolicach krakowskiego Rynku i przemykając swoim GTI pomiędzy starymi kamienicami, wyglądał, niczym gwiazdor filmowy. Był rok 2007 i choć o 205-tce nikt nie myślał jeszcze jako o samochodzie klasycznym, to ja wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, aż wrócą złote czasy tego modelu.
Tak więc o decyzji zakupu małego Peugeota zadecydowało szybsze bicie serca na widok samochodu, który jako chłopiec oglądałem w katalogach „Samochody Świata”. Wkrótce znalazłem też egzemplarz dla siebie. W Rzeszowie kupiłem model 205 Gentry, czyli luksusową odmianę GTI, będącą odpowiedzią koncernu PSA na R5 Baccara.
Jakie modele samochodów Pan posiada, jaki jest ostatni projekt?
Aktualnie posiadam osiem samochodów. Wszystkie to Peugeoty, wszystkie 205, ale ostatni z moich skończonych projektów to Peugeot 205 GTI LeMans, jeden z 84 (albo 66 – dane są nieprecyzyjne) egzemplarzy przygotowanych przez szwedzkiego importera tych samochodów na rok modelowy 1991, wyposażony w benzynowy silnik 1.9 o mocy 122 KM.
Pomysł na edycję specjalną był bardzo udany – do najbardziej poszukiwanej i opracowanej – moim zdaniem – odmiany, czyli poliftowego 1.9 GTI z dużym szyberdachem w odmianie skandynawskiej (czyli z podgrzewanymi fotelami, spryskiwaczami reflektorów oraz szpetnymi, acz praktycznymi nadkolo-chlapaczami) dołożono kilka ciekawych akcentów stylistycznych. Wewnątrz była to drewniana kierownica i gałka zmiany biegów włoskiej firmy Luisi, a z zewnątrz emblematy i kalkomanie LeMans oraz odblaskowa blenda klapy zamawiana u niemieckiej Helli.
Z uwagi na to, że nie był to model oficjalnie firmowany przez Peugeota, wiedziało o nim bardzo mało osób. Francuscy fani modelu 205 wręcz odrzucali możliwość istnienia takiej wersji. Ale ja katalogowałem przez całe lata zdjęcia poszczególnych egzemplarzy i niosłem kaganek oświaty. Czy skutecznie? Dziś LeMans jest we Francji jedną z najbardziej egzotycznych i poszukiwanych przez kolekcjonerów wersji.
Jak znalazł się Pan w jego posiadaniu, który to Peugeot 205?
Była to szósta 205-tka, jaką kupiłem. A historię zakupu tego samochodu zawsze miło wspominam. Jakiś czas temu nawiązałem przez facebooka znajomość ze Szwedem, posiadaczem modelu GTI LeMans. Tradycyjnie w takich przypadkach wyłudzałem zdjęcia do dokumentacji i informacje o cechach szczególnych tej wersji. Dobrze nam się rozmawiało i nie odstraszyła go moja namolność. Można powiedzieć, że się zakumplowaliśmy i często prowadziliśmy dysputy o 205-tkach przez Messengera.
Pewnego dnia Bengt napisał do mnie, że sekretarka u niego w redakcji zauważyła, że w mieście ktoś ma identyczny samochód, jak on. Powiedziałem, żeby jechał i sprawdził, czy to prawda, bo to dla mnie kolejny egzemplarz do dokumentacji. Następnego dnia przysłał mi kilka zdjęć. Faktycznie, pod pocztą w Karlstad stał oryginalny, ale niezbyt zadbany LeMans. Spytałem go, czy zostawiłby kartkę za wycieraczką. Zaoponował, że to przecież naruszenie prywatności, że może właściciel sobie nie życzy, ale jakoś go przekonałem, żeby jeszcze raz zahaczył o pocztę i zostawił swój numer.
Zgodnie z tym, co przewidywałem, właściciel oddzwonił do mojego kolegi. Powiedział, że samochód dostał od babci i dojeżdża nim do pracy na poczcie, gdzie zatrudniono go na stanowisku listonosza. Nie chce sprzedawać, bo dobrze mu się jeździ, ale odezwie się, jeśli coś się w tej kwestii zmieni. Więcej nie można było zrobić, więc skoro wóz nie był na sprzedaż, o sprawie zapomniałem.
Nieoczekiwanie, z początkiem stycznia 2016 dostałem wiadomość ze Szwecji. „Rafał, zadzwonił listonosz i chce sprzedać auto” – pisał Bengt. Oczywiście od razu odpisałem, że kupuję, nawet nie pytając o cenę, co bardzo rozbawiło mojego szwedzkiego kolegę.
Nie wszystko w tej historii było jednak bajką. Samochód odpalał, ale nie był w stanie zbyt sprawnie jechać o własnych siłach z uwagi na pęknięty drążek w belce. Trzeba było organizować transport do Polski. Mój przyjaciel, Michał, pomógł mi w dostarczeniu 205-tki do Krakowa i tak stałem się właścicielem wymarzonego 205 GTI LeMans, który od nowości pozostawał w jednej rodzinie.
W jakim stanie był samochód i jakie prace trzeba było przy nim wykonać, co było najtrudniejsze?
Samochód został przywieziony w lutym, a żeby wgramolił się na lawetę, trzeba było odkopać go spod zaspy śniegu. Był więc brudny z zewnątrz i w środku, a do tego niesprawny. Brakowało mu klosza kierunkowskazu, ktoś rozbił jeden halogen, prawa listwa na drzwiach trzymała się tylko na taśmie. Ozdobne emblematy LeMans ktoś przymocował do nadwozia… wkrętami.
Ale mając doświadczenie z 205-tkami, wiedziałem, że to tylko detale, a ważniejsze było to drugie wrażenie. Samochód miał bowiem bezwypadkową przeszłość, oryginalny lakier na całej karoserii, bardzo mało zużyte wnętrze (zachowało się nawet zamontowane w salonie radio kasetowe Philipsa), komplet książek serwisowych i faktur. Po 25 latach eksploatacji potrzebował po prostu odświeżenia estetycznego i mechanicznego.
Brzmi banalnie prosto, ale to odświeżanie ciągnęło się przez 2,5 roku. Najpierw plan był taki, żeby na szybko „ogarnąć” samochód i też jeździć nim na co dzień. Ale w miarę postępu prac te założenia zmieniły się dość radykalnie. Zaczęło się od belki, która pojechała na złom, a w jej miejsce trafiła inna, całkiem zregenerowana. Drobne poprawki blacharsko-lakiernicze przerodziły się w pełne lakierowanie karoserii wraz z zabezpieczeniem antykorozyjnym podwozia. Małe problemy z odpalaniem skończyły się remontem silnika. Właściwie wszystko, co było zużyte, stare, czy nawet niezbyt świeżo wyglądało, zostało wymienione na nowe. Ingerencji nie wymagało właściwie jedynie wnętrze, które po upraniu i doczyszczeniu nadal wygląda bardzo ładnie.
Najtrudniejszym etapem było zdecydowanie wyjmowanie silnika, czyszczenie komory, składanie wszystkiego z powrotem do kupy i pierwsze odpalenie. Nie dlatego, że to jakieś specjalnie trudne zadania, ale po prostu ten etap najbardziej ciągnął się w czasie i wstrzymywał postępy prac. Wszystko ruszyło z kopyta dopiero w sierpniu tego roku, gdy pomoc w końcowym etapie projektu zaoferował mi mój przyjaciel Piotr – również wielki fan 205-tek. LeMans odżywał z dnia na dzień i w zaledwie dwa tygodnie z niezbyt uzbrojonej skorupy na zardzewiałych stalówkach, przemienił się w piękne, lśniące GTI.
Zakup 205 – na co zwrócić uwagę, czego unikać?
Pierwszej 205-tki nie kupujcie sami. Zwróćcie się z tym o pomoc do mnie lub kogoś z grupy Peugeot 205 Polska: Buy, Sell, share the passion.
Czy uczestniczy Pan w imprezach motoryzacyjnych, zlotach Peugeota, należy do klubów skupiających miłośników marki?
Imprezy i zloty oczywiście wpisane są w kalendarz. Regularnie zaglądam na Krakowskie Klasyki Nocą, gdzie spotkać mogę fanów wszelakich odłamów motoryzacji. Ale czymś, co daje mi najwięcej frajdy z posiadania 205-tki są podróże. Ten samochód prowadzi się kapitalnie i to niezależnie od wersji, dlatego warto nim po prostu jeździć, gdzie się tylko da! Od 2009 roku wraz ze znajomymi ze starego, dobrego forum Peugeot 205 podróżujemy po świecie. Do dziś zwiedziliśmy już 18 krajów. Kilka razy objechaliśmy Bałkany, byliśmy też na Sycylii, czy w Turcji.
Niedawno zaś wzięliśmy udział w największym na świecie rajdzie Peugeotów 205: Europ Raid. To coś jak francuski Złombol. Trzy ekipy z Krakowa, Wrocławia i Warszawy były pierwszymi z Polski, jakie wystartowały w tej imprezie. Za rok również startujemy i jeśli ktoś chciałby się do nas dołączyć, może pisać do mnie w tej sprawie. W planach jest 13 krajów w 14 dni i zwiedzanie Europy w pigułce.
Hobbystycznie, poza wspomnianą grupą, prowadzę też profile na FB i Instagramie: Peugeot 205 Polska. Propaguję prężnie rozwijającą się rodzinną scenę poza granicami, ale też nawiązuję różne znajomości, które nierzadko przydają się podczas wojaży, czy poszukiwania części (przypominam – większości części do 205 nie można już kupić w ASO)
Czy pamięta Pan podróże, nietypowe, zabawne zdarzenie związane z samochodem?
Każdą podróż świetnie pamiętam, a przygód było całe mnóstwo. Niektóre anegdoty nie nadają się do publikacji. Ale myślę, że warta wspomnienia jest historia sprzed czterech lat, gdy podczas naszego pierwszego podboju trasy Transfogaraskiej w Rumunii, jeden kolega wypadł z drogi na zakręcie i wpadł w przepaść. No dobra, ta przepaść nie była jakaś potężna, ale wszyscy najedli się strachu. Czerwony 205 XS, który miał zakończyć swój żywot gdzieś na rumuńskim złomowisku został jednak odratowany i w dwie godziny od wyciągnięcia poskładany i uruchomiony. Może nie jest dziś w stanie gabinetowym, ale dalej jeździ dość żwawo. Miesiąc temu ukończył wspomniany już Europ Raid.
Rafał Walerowski
Tutaj filmik z akcji ratunkowej:
Najnowsze komentarze